poniedziałek, 29 czerwca 2009

Poniedziałek

Poniedziałek - sądziłam, że będzie spokojniejszy i co: wstałam o 9,00 troszkę za późno, Fizia u mojego boku z głową na poduszce śpi i nawet na dwór nie chce jej się wychodzić (czy to normalne aby jej się sikać z samego rana nie chciało, a może chodzi do toalety tak jak My;)) Duchota przywitała mnie znowu, kurczę zaczynam się czuć jak bym w tropikach mieszkała, ubrana w byle co, włosy pokręcone (jak by mnie piorun pierd....) ulizane dzięki jednemu splunięciu na dłoń i już gnam na dwór. Świadomość zakłócona brakiem kawy z mlekiem, wędrówka po mokrej trawie rozbudza, tylko stopy, gnam do domu i widzę dziwne spojrzenia sąsiadów, no cóż a Ja witam ich promiennym uśmiechem, myśląc sobie "i co się tak gapicie człowiek wam, aż tak dziwny". Spoglądając w lustro wcale im się nie dziwię.
A potem wszystko nagle przyspieszyło.
Dwa prania zrobione, doprowadzanie domu do stanu używalnego, kurze wytarte, odkurzone, kibel wymyty, zabieram się więc do mycia podłóg.... umyta podłoga w przedpokoju dzwonek do drzwi, więc zasuwam po mokrej podłodze "Pan do spisania liczników od wody", podłoga umyta kolejny raz, dzwonek do drzwi, "Dzień dobry przyszłam spisać nowe umowy na gaz", podłoga umyta kolejny raz, dzwonek do drzwi, moje dziecię z rowerem. Stałam i zastanawiałam się czy wybrałam dzisiaj dobry dzień na sprzątanie.... i jak znowu ktoś mi zadzwoni do drzwi, to będzie mył podłogę na kolanach.
Szybki obiadek (Boczniaki ala Schabowe) i telefon od kumpeli, aby posiedzieć przy jej dwóch uroczych małych Kobietkach... więc pognałam dalej, a potem 10 km zrobione piechotą w duchocie dnia dzisiejszego :) i marzyłam o tym, aby spadł na mnie deszcz.....

PS: Mam nadzieję, że ten tydzień naprawdę bęzie spokojniejszy......