sobota, 3 lipca 2010

Podróże małe i duże

Pierwszy raz sama dzisiaj w sobotę pojechałam autkiem do koleżanki, która mieszka godzinę drogi w jedną stronę, do miasta dużego nie znanego mi wcale... zaznaczam bez nawigacji satelitarnej, czyli tego małego urządzenia, które informuje nas gdzie mamy jechać. 
Wyznaczyłam sobie trasę od  punktu A do punktu B wpisując koleżanki adres, wydrukowałam sobie piękną dupną kartkę, zapakowałam się w Zielonego Szerszenia i pognałam przed siebie całe 80km/h. Droga szybkiego ruchu zaprowadziła mnie prawie do punktu A, udało mi się nawet dobrze zjechać, nawet dojechałam do ulicy, którą pamiętałam z wcześniejszych eskapad z koleżanką inną motoryzowaną. I tu zaczyna się zabawa, szukałam namiętnie ulicy podanego adresu, sama dotarłam pod Dworzec Główny, mądrze zapytałam się o drogę i.... dwa razy znalazłam się pod Dworcem Głównym, Dwa razy jechałam tymi samymi ulicami, dwa razy dzwoniłam, jakimś cudem uniknęłam kolizji na dupnym skrzyżowaniu bo wymusiłam pierwszeństwo skręcając w lewo. Miałam już dość kręcenia się w koło po mieście :) podjechałam więc pod Dworzec Główny i po prosiłam Pana Taksówkarza, żeby mnie poprowadził, oczywiście nie za darmo, więc pojechaliśmy.... i.... podjeżdżamy na dany adres i widzę, że to nie tu.... zdębiałam.... zadzwoniłam do koleżanki i...... okazało się, że pomyliłam adresy.... owszem i było to Św. ale z mego miasta zamieszkania, a jedna Św. była Elżbieta a druga Barbara :))) mała drobna różnica :)))
W trakcie kilka razy me auto sobie zgasło, abym zbytnio się nie nudziła.
Pan Taksówkarz poprowadził mnie do punktu B :) i dał radę abym nikomu się nie przyznawała :))))))
:))) I tak każdy mój samodzielny wyjazd kończy się jakimiś atrakcjami :))) bo do Monachium też się wybrałam bez adresu koleżanki i tak jakoś zapomniałam włączyć sobie usługi roaming w telefonie :)))) chociaż z drugiej strony liczy się to, że zawsze docieram tam  gdzie chcę :))))))