piątek, 6 sierpnia 2010

Pamiętam jak mój Młodszy Brat nie rozumiał rzeczy o których mówiłam na temat wychowania mojego Syna, a Ja zawsze powtarzałam mu jak Mantrę : "Zaczekaj będziesz miał swoje dzieci, wtedy mnie zrozumiesz". Obecnie Brat jest żonaty i ma syna :)  ma takie samo zdanie jak Ja na temat wychowania dziecka :) a Ja uśmiecham się pod nosem :) życie jest najlepszym nauczycielem, a jak mówi porzekadło "Syty głodne nigdy nie zrozumie" :)

Rozmowy

"Nie będę się wtrącać do pokoju dziecka, nawet teraz siedzi tam sama jak nie posprząta, nie chcę się denerwować, szkoda sił" Mama pięcioletniej dziewczynki. 

HM... troszkę mnie to zdziwiło... czy to nie wygoda Dorosłego? 

A co  będzie, gdy Mała dziewczynka będzie Nastolatką?

Czy też nie będzie się wtrącać do tego co będzie robiła córka, zamknie drzwi, aby się nie denerwować?
Kiedyś w porywie emocji myślałam, że chcę się zakochać, teraz w chwili obecnej nie chciałabym nigdy się zakochać, za to chciałabym się zaprzyjaźnić z mężczyzną.
Ciekawe jakim Ojcem będzie Nastoletni, czy Jabłko nie padnie z byt daleko od Jabłoni? Zobaczymy w przyszłości :) teraz jest teraźniejszość :) Wojna Charakterów. Właściwie to przekichane mieć taką upartą Matkę jak Ja..... ;)
Uświadamiasz sobie pewne rzeczy nagle, a właściwie to nie nagle, spowodowane jakimś wydarzeniem, do twej świadomości dochodzą prawdy oczywiste, których do tej pory nie widziałaś. Dotarło do Mnie, że przez cały czas to Ja sama wychowywałam Młodego (zresztą tak jak wiele innych Kobiet) raz, gdy zmusiłam Szacownego, wziął udział ze mną w terapii dla Rodziców, czasami wyszedł z synem na rower, czasami pograł w piłkę i jeżeli  chciała bym policzyć te wszystkie razy zmieściłyby się na dwóch dłoniach. Lubiłam spędzać czas z własnym dzieckiem, lubię do tej pory, chociaż obecnie czasami jest to bardzo irytujące. 
Czy można usprawiedliwić Szacownego tym, że jego Ojciec też nie brał udziału w wychowaniu własnych dzieci?
Usprawiedliwiać się z własnych czynów można wszystkim.
Napięcie siedzi od wczoraj we mnie.... w sumie zaczęło się od kolejnej kłótni z Nastoletnim.... nie mam już sił do niego.... zresztą teraz jest etap prawdziwej Męskiej ręki, moja dłoń jednak jest za mała. Próby przejęcia władzy nad Matką co jakiś czas się powtarzają i zastanawiam się nad jednym, do kiedy takie próby będą trwać, występują gdy dziecko ma 2 lata, potem 4 i po drodze gdzieś tam jeszcze....... Najgorsze jest to, że między mną a Szacownym nie ma spójności znowu co do wychowywania Nastoletniego, Ja swoje a Szacowny swoje i kto wychodzi na złą Zołzą Ja bo wymagam, stawiam granice, wydrę się jak moje słowa są ignorowane. Widzę więcej niż Szacowny i są rzeczy, które w zachowaniu Nastoletniego wzbudzają mój nie pokój czy powinnam się bać na przyszłość? 
Nastoletni jak na razie próbuje przeforsować postawę Mnie się wszystko należy od Rodziców hm.... a Ja zawsze sprowadzam go na twardy grunt. 
I o ile Człowieku boisz się o swoje dziecko, gdy jest ono małe, strach prawdziwy dopiero zaczyna się, gdy kończy on te swoje 18 lat..... i wchodzi w świat dorosłych, wtedy naprawdę może sobie spieprzyć życie, a Rodzic może jedynie stać z boku.