poniedziałek, 4 października 2010

Marudziłam, że nie mam pracy i jej potrzebuję, więc jak dobrze pójdzie od listopada będę pracować :) za małe pieniądze, ale to już coś.... czuję przypływ adrenaliny, coś nowego, nie będę siedzieć w domu, mam tylko wrażenie, że tak strasznie powoli się uczę... nie umiem się ocenić sama w tej kwestii. Denerwuję się i stresuję nie potrzebnie.... proste rzeczy przecież .... i muszę pilnować palców, bo moja umiejętność pisania bezwzrokowego 210 słów na minutę tu okazuje się lekką przeszkodą :)
Gdzieś w środku czuję wściekłość... na mnóstwo rzeczy.... dobrze, że to uczucie mija, kontroluje i.... tak naprawdę nie lubię, gdy muszę coś zrobić pod przymusem....
Żyję!!! Jestem i staram się was czytać :) jak wielki Brat nie patrzy :) Odkąd wyszedł z Szpitala mój Szacowny nie mam czasu... biegam z herbatkami, kolacyjkami, kawkami, słucham marudzenia i momentami mam zapędy mordercze.... jeździmy na opatrunki, słucham pouczeń ciągle na temat jazdy i wynik końcowy jest taki, że znowu mam mętlik w głowie i głupoty robię :) Na pielęgniarkę to Ja się nie nadaję :) Brak seksu doskwiera mi jak cholera, mam ochotę Szacownego zgwałcić, całą dzisiejszą noc  kochałam się, ale w śnie..... i nawet zaszłam w ciążę :) i to nie z mężem.