poniedziałek, 23 lutego 2009
Kiedyś dawno gdy pracowałam
Kiedyś dawno temu pracowałam, biurwą zwykłą byłam, jednakże nie zapomnę jednego zdarzenia, a że zdarzenia dziwne czasami mi się przytrafiają, to już nie moja wina.
Lato, upał okna pootwierane i co za tym idzie ogromny przeciąg :) postanowiłam z dokumentami w ręce zamknąć okno, aby się nie przeziębić i nagle z papierów wypada mi jeden dokument i jak liść wylatuje sobie z biura przez okno. Zdębiałam najpierw, potem rzuciłam dokumenty na biurko, krzycząc do mojej koleżanki "Zaraz Wracam" zdziwienia na jej twarzy chyba nigdy nie zapomnę.
Zbiegam na dół w nadziei, że ta cholerna jedna karta (bardzo zresztą ważna) leży sobie na dole i się nie rusza, ku mojemu zdziwieniu jednak nie leżała, szybowała sobie w górze jak jesienny liść. Więc z zadartą głową do góry, pędząc w szpilkach po chodniku, wymijałam kolejnych przechodniów, zastanawiałam się co zrobić gdy jej nie złapię, zastanawiałam się czy nie będę musiała włazić po auta przejeżdżające ruchliwą ulicą.
Dokument jednak wcale nie miał zamiaru osiąść gdziekolwiek, dobiegłam do skrzyżowania, gdzie dwie ulica, jedna boczna i tory tramwajowe schodziły się z sobą, a dokument spokojnie zataczał sobie kółeczka wysoko nad moją głową. Czułam się tak, jak bym występowała w jakimś filmie, a to przecież nie film, to prawdziwa realność mojego żywota.
W końcu dokument sobie spadł pod koła samochodu, oczywiście musiałam klękać, wypinając cztery litery do przechodniów jednakże, gdy już go wzięłam w swoje dłonie byłam najszczęśliwszą kobietą w tym dniu. :)
Lato, upał okna pootwierane i co za tym idzie ogromny przeciąg :) postanowiłam z dokumentami w ręce zamknąć okno, aby się nie przeziębić i nagle z papierów wypada mi jeden dokument i jak liść wylatuje sobie z biura przez okno. Zdębiałam najpierw, potem rzuciłam dokumenty na biurko, krzycząc do mojej koleżanki "Zaraz Wracam" zdziwienia na jej twarzy chyba nigdy nie zapomnę.
Zbiegam na dół w nadziei, że ta cholerna jedna karta (bardzo zresztą ważna) leży sobie na dole i się nie rusza, ku mojemu zdziwieniu jednak nie leżała, szybowała sobie w górze jak jesienny liść. Więc z zadartą głową do góry, pędząc w szpilkach po chodniku, wymijałam kolejnych przechodniów, zastanawiałam się co zrobić gdy jej nie złapię, zastanawiałam się czy nie będę musiała włazić po auta przejeżdżające ruchliwą ulicą.
Dokument jednak wcale nie miał zamiaru osiąść gdziekolwiek, dobiegłam do skrzyżowania, gdzie dwie ulica, jedna boczna i tory tramwajowe schodziły się z sobą, a dokument spokojnie zataczał sobie kółeczka wysoko nad moją głową. Czułam się tak, jak bym występowała w jakimś filmie, a to przecież nie film, to prawdziwa realność mojego żywota.
W końcu dokument sobie spadł pod koła samochodu, oczywiście musiałam klękać, wypinając cztery litery do przechodniów jednakże, gdy już go wzięłam w swoje dłonie byłam najszczęśliwszą kobietą w tym dniu. :)
Mała Mi miała plany...
Mała Mi założyła sobie wczoraj plan do wykonania, miała pojechać do centrum swojego miasta i wrócić, jednakże najpierw ją odstraszył śnieg za oknem, a górę wzięło jakieś takie zmęczenie dziwne i senność.
Mała Mi także potrafi sobie zająć czas :) i to bardo.
Mała Mi chciała ulepszyć swój program antywirusowy, czyli na próbę postanowiła zainstalować inny niż do tej pory na rodzinnym wspólnym komputerze. Zabrałam się ostro więc do instalowania i najpierw dwa programy się z sobą pogryzły, potem odinstalowany został jeden, potem zainstalowany drugi z tym, że ten drugi nie chciał chodzić za cholerę i kupa błędów w raportach się pokazywała. Kilka tabelek musiałam wypełnić co mnie bardzo zirytowało i zaczęło doprowadzać do furii, potem gdy chciałam już kliknąć okazało się, że nowy program taki wspaniały, nie chodzi :/
Więc Małą Mi postanowiła wrócić do starego programu co oczywiście wcale nie okazało się takie łatwe :) więc odinstalowała program, zrobiła usuń, co nie co także ręcznie po partyzancku
i.... okazało się, że nie ma połączenia z internetem, przeglądarka Mozilla nie chodzi.... komputer jest bez ochrony :/
Siedzę i patrzę się w ekran, mamrocząc przekleństwa po nosem, kombinuję w tą i w tamtą :) na szczęście standardowa przeglądarka działa, przynajmniej nie wywaliłam plików systemowych.
Zaczęłam od programu do ochrony, potem od nowej mozilli, ile czasu mi to wszystko zajęło :) no cóż od 8 rano do 12 w południe :)
Liczy się jednak efekt końcowy, czyli wszystko działa :))))))
No, mogę o sobie powiedzieć wcale nie jest ze mnie, taka głupia Blondynka :)
Mała Mi także potrafi sobie zająć czas :) i to bardo.
Mała Mi chciała ulepszyć swój program antywirusowy, czyli na próbę postanowiła zainstalować inny niż do tej pory na rodzinnym wspólnym komputerze. Zabrałam się ostro więc do instalowania i najpierw dwa programy się z sobą pogryzły, potem odinstalowany został jeden, potem zainstalowany drugi z tym, że ten drugi nie chciał chodzić za cholerę i kupa błędów w raportach się pokazywała. Kilka tabelek musiałam wypełnić co mnie bardzo zirytowało i zaczęło doprowadzać do furii, potem gdy chciałam już kliknąć okazało się, że nowy program taki wspaniały, nie chodzi :/
Więc Małą Mi postanowiła wrócić do starego programu co oczywiście wcale nie okazało się takie łatwe :) więc odinstalowała program, zrobiła usuń, co nie co także ręcznie po partyzancku
i.... okazało się, że nie ma połączenia z internetem, przeglądarka Mozilla nie chodzi.... komputer jest bez ochrony :/
Siedzę i patrzę się w ekran, mamrocząc przekleństwa po nosem, kombinuję w tą i w tamtą :) na szczęście standardowa przeglądarka działa, przynajmniej nie wywaliłam plików systemowych.
Zaczęłam od programu do ochrony, potem od nowej mozilli, ile czasu mi to wszystko zajęło :) no cóż od 8 rano do 12 w południe :)
Liczy się jednak efekt końcowy, czyli wszystko działa :))))))
No, mogę o sobie powiedzieć wcale nie jest ze mnie, taka głupia Blondynka :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)