poniedziałek, 19 września 2011
Auto rozkraczyło mi się na samym środku skrzyżowania (regularnie co dwa miesiące musi się coś zepsuć) życzliwi Panowie przykleili mi się do zderzaka zderzakiem auta dostawczego, chcąc Mnie popchnąć i na tym ich życzliwość się skończyła, ominęli Mnie z gracją i odjechali. Wpadłam w panikę, jestem za mała, aby pchać tak ogromne auto. Nowa próba i odpaliło, ruszyło i znowu zatrzymało się zaraz za skrzyżowaniem.
Prosta droga, mały ruch (dzień wolny od pracy), auto duże więc z daleka dobrze widoczne - tak sobie myślałam w mojej głowie. Jednakże obserwując w lusterku auta, ruszające nerwowo z świateł po pewnym czasie wzbudziły we Mnie niepokój ogromny.
Jedni kierowcy zauważyli na czas auto, inni zauważali wtedy, gdy zatrzymali mi się na zderzaku. Panika kierowców, którzy w ostatniej chwili zauważyli moje auto ogromna, próbując wjechać na lewy pas powodowali zamieszanie na ulicy. Dobrze, że to był dzień wolny.
40 minut oczekiwania Szacowny w końcu dotarł.... wsiadł spróbował odpalić.... otworzył maskę.... poprawił wtyczkę z kabelkami, która się poluzowała... odpalił.... w tym czasie, kierowca kombi wiozący dwóch kolegów: przykleił nam się do zderzaka, omijając nas z grymasem wściekłego Byka pokazał środkowy palec..... życzliwy człowiek.
Stałam zdziwiona i wkurzona, tą cholerną wtyczką, która śmiała mi się poluzować i odebrała moc Lambo stresując Mnie tak bardzo, bo gdybym wiedziała co zrobić... to wetknęłabym wtyczkę w miejsce z którego wypadła.
PS: Zeszłą zimę jeździłam z jednym nie sprawnym hamulcem (zakleszczył się tam gdzieś)..... przeżyłam..... dwa razy dymiło mi się z pod maski (nie dokręciłam korka od wlewu oleju), spaliłam rozrusznik - się dymiło nawet bardzo, naprawiłam sobie sama migacze uderzając ręką w kierownicę..... a tak poza tym to dobrze mi się jeździ :) moim Lambo.
Subskrybuj:
Posty (Atom)