Dwa tygodnie w nowej pracy i...... sama nie wiem co myśleć o tym wszystkim, jak na razie zostałam posądzona o zepsucie krzesła i łaskawie nie będę obciążona kosztami, podejście pani kierownik jest następujące, iż próbuję na każdym miejscu oszukać bo jestem nowa. Błędy po trzech dniach szkolenia.... mają nie występować, nie powinnam się o nic dopytywać, bo mało sobie zapisywałam więc jeżeli czegoś nie wiem to mój błąd, zostałam określona jak pewna siebie (chyba zrozumiała), którą trzeba usadzić, ewentualnie pokazać, gdzie jej miejsce. Nie miałam określonych jawnie obowiązków i tego czego się ode mnie wymaga, oprócz krótkiego "Jak Pani będzie robić to co ja mówię, będzie dobrze" to znaczy, czy mam jej czytać w myślach? Dziewczyny są o wiele młodsze ode mnie jedna zdecydowanie przyjaciółka Pani Kierownik działa jak przekaźnik mówiąc jej co, która powie jej do ucha, przekręcająca słowa na swoją korzyść (sama byłam świadkiem, przekręciła moje słowa).
Obserwuję, słucham, tak naprawdę nie mam ochoty wdawać się w żadne zbędne dyskusje, skupiam się na obowiązkach i nauce, sama wyłapuję swoje błędy i jestem z siebie zadowolona. Najgorsze w tym wszystkim jest to, iż dobrze pamiętam co Pani Kierownik mi przekazuje na temat pracy i już powinnam dwa razy ją uświadomić, że wprowadziła mnie sama w błąd.
A uczucia z tym związane? nie czuję złości, nie czuję rozczarowania, nie czuję poczucia winy, patrzę obserwuję, chłodno kalkuluję i szukam dalej pracy.
Potwierdziło się jednak to co myślałam wcześniej, jeżeli pracodawca ma dużą rotację pracowników w pracy, to nie wierzę, że wina zawsze leży po stronie pracownika.
Sama jestem świrnięta, bo zawsze do obowiązków podchodzę odpowiedzialnie i nie ważne, czy to są prace domowe, czy to jest wykonywanie obowiązków u pracodawcy, taka już jestem nic na to nie poradzę, a czasami mogłabym sobie dać luz i się nie przejmować.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Diabeł rechocze złośliwie za plecami....