Wczoraj spotkałam śmierć. Siedziała na ławce, tak niedbale, na luzie... przyglądała się ludziom, którzy w biegu ją mijali.... nie zauważjąc jej wcale.
Usiadłam, przy niej... może z nią się za przyjaźnię, oswoję...
Wyciągnęła kościstą dłoń częstując papierosem.
Wsunęłam go w usta, ona mi podsunęła zapalicznkę z ogniem, zaciągnęłam się... poczułam chwilową ulgę.
Siedziałyśmy w milczeniu obserwując ludzi, gdy nagle usłyszałam jej cichy śmiech.
- Śmierć to, ty potrafisz się śmiać?
- Tak, a co w tym dziwnego? Śmieję się z was ludzi, którzy uważacie, że macie wiele lat, przed sobą, czepiacie się nadziei, na życie wieczne. Martwicie się pierdołami bez znaczenia... komplikujecie proste rzeczy... tylko, dlatego, iż nudzicie się sami z sobą. Doceniacie materialne rzeczy, a tak mało doceniacie czas, który jest w waszych dłoniach... biegniecie przed siebie, nawet nie zatrzymując się, aby zastanowić się dokąd. Spójrz na siebie, dlaczego palisz, tak bardzo chcesz do mnie dołączyć?
Spojrzałam na papierosa.
- Dystrukcyjni ludzie... w sumie to Ja i tak nie mam nic do roboty, bo sami uimiejętnie pozbywacie się swoich dni.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Diabeł rechocze złośliwie za plecami....