Kiedyś dawno temu pracowałam, biurwą zwykłą byłam, jednakże nie zapomnę jednego zdarzenia, a że zdarzenia dziwne czasami mi się przytrafiają, to już nie moja wina.
Lato, upał okna pootwierane i co za tym idzie ogromny przeciąg :) postanowiłam z dokumentami w ręce zamknąć okno, aby się nie przeziębić i nagle z papierów wypada mi jeden dokument i jak liść wylatuje sobie z biura przez okno. Zdębiałam najpierw, potem rzuciłam dokumenty na biurko, krzycząc do mojej koleżanki "Zaraz Wracam" zdziwienia na jej twarzy chyba nigdy nie zapomnę.
Zbiegam na dół w nadziei, że ta cholerna jedna karta (bardzo zresztą ważna) leży sobie na dole i się nie rusza, ku mojemu zdziwieniu jednak nie leżała, szybowała sobie w górze jak jesienny liść. Więc z zadartą głową do góry, pędząc w szpilkach po chodniku, wymijałam kolejnych przechodniów, zastanawiałam się co zrobić gdy jej nie złapię, zastanawiałam się czy nie będę musiała włazić po auta przejeżdżające ruchliwą ulicą.
Dokument jednak wcale nie miał zamiaru osiąść gdziekolwiek, dobiegłam do skrzyżowania, gdzie dwie ulica, jedna boczna i tory tramwajowe schodziły się z sobą, a dokument spokojnie zataczał sobie kółeczka wysoko nad moją głową. Czułam się tak, jak bym występowała w jakimś filmie, a to przecież nie film, to prawdziwa realność mojego żywota.
W końcu dokument sobie spadł pod koła samochodu, oczywiście musiałam klękać, wypinając cztery litery do przechodniów jednakże, gdy już go wzięłam w swoje dłonie byłam najszczęśliwszą kobietą w tym dniu. :)
Lato, upał okna pootwierane i co za tym idzie ogromny przeciąg :) postanowiłam z dokumentami w ręce zamknąć okno, aby się nie przeziębić i nagle z papierów wypada mi jeden dokument i jak liść wylatuje sobie z biura przez okno. Zdębiałam najpierw, potem rzuciłam dokumenty na biurko, krzycząc do mojej koleżanki "Zaraz Wracam" zdziwienia na jej twarzy chyba nigdy nie zapomnę.
Zbiegam na dół w nadziei, że ta cholerna jedna karta (bardzo zresztą ważna) leży sobie na dole i się nie rusza, ku mojemu zdziwieniu jednak nie leżała, szybowała sobie w górze jak jesienny liść. Więc z zadartą głową do góry, pędząc w szpilkach po chodniku, wymijałam kolejnych przechodniów, zastanawiałam się co zrobić gdy jej nie złapię, zastanawiałam się czy nie będę musiała włazić po auta przejeżdżające ruchliwą ulicą.
Dokument jednak wcale nie miał zamiaru osiąść gdziekolwiek, dobiegłam do skrzyżowania, gdzie dwie ulica, jedna boczna i tory tramwajowe schodziły się z sobą, a dokument spokojnie zataczał sobie kółeczka wysoko nad moją głową. Czułam się tak, jak bym występowała w jakimś filmie, a to przecież nie film, to prawdziwa realność mojego żywota.
W końcu dokument sobie spadł pod koła samochodu, oczywiście musiałam klękać, wypinając cztery litery do przechodniów jednakże, gdy już go wzięłam w swoje dłonie byłam najszczęśliwszą kobietą w tym dniu. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Diabeł rechocze złośliwie za plecami....