Niedziela zaczęła się dobrym nastrojem, skończyła wkurw........
Sądziłam, że się uodporniłam na jego słowa, najwidoczniej wczoraj miałam ten słabszy dzień.
Rzuca palenie i to go usprawiedliwia.... w jego oczach.
Dzisiaj miałam jechać na rozmowę o pracę... nie byłam w stanie, wyglądam jak wampir, oczy podkrążone i zaczerwienione.
Aha i to moja wina, bo go sprowokowałam..... tylko kurwa czym? Nie umiał mi odpowiedzieć.
Powiedziałam mu co o tym myślę, dosadnie i co z tego....
Zachowuje się tak jak by się nic nie stało.
Jak się czuję? Analizować, nie analizować? Odejść? Zostać? Urwać łeb?
zdecydowanie urwać łeb
OdpowiedzUsuńAga :) no właśnie :)
OdpowiedzUsuńJa też stawiam na: urwać łeb:)
OdpowiedzUsuńTo niczego nie zmieni, absolutnie niczego.
Ale jakaż to PRZYJEMNOŚĆ:):):)
(jestem zołzą)
(wiem)
(i fajnie!)
Madame :) no właśnie chciałabym się wyzbyć tej swojej grzeczności, uprzejmości itd., asertywność agresywna .... długo wytrzymuję a potem wybucham, a to nie ma żadnego sensu, bo powinnam walić prosto w oczy od razu jak mi się coś nie podoba... :) Najwidoczniej jest tak, że człowiek musi pracować nad sobą non stop :)
OdpowiedzUsuńWalić od razu, przynajmniej nie zdąży przegnić. W razie konieczności urwać łeb.
OdpowiedzUsuńI taki żal tej rozmowy...
OdpowiedzUsuńPikfe ano racja...
OdpowiedzUsuń