piątek, 19 czerwca 2009

Nie wychodzi mi

Nie wychodzi mi nauka jazdy po cholernym łuku, złamałam dzisiaj kilka palików, prawie rozjechałam własnego instruktora, nie mogę zapamiętać pewnych rzeczy....
Na kolejną Jazdę mam pracę domową :) ciekawe co tak naprawdę myśli o mnie mój Instruktor heheheheh ;)

18 komentarzy:

  1. Technicznie podchodząc do tematu, wystarczy...konsekwencja - raz obiera się wychylenie kierownicy (zdaje się że to ćwierć obrotu) i już się z niego nie rezygnuje.

    Z punktu widzenia kobiety jednak nie jest to takie proste - samochód się porusza, jedne słupki się zbliżają inne giną za karoserią...a do tego ta stała potrzeba kontroli i korygowania...

    OdpowiedzUsuń
  2. Makroman cholera no to ja już w ogóle nie należę do normalnych kobiet... bo nie umiem tego blaszaka na łuku kontrolować

    OdpowiedzUsuń
  3. Nic tu się nie poradzi. Próby i błędy. Jednym to idzie szybciej innym wolniej. Kwestia wprawy.
    A potem przychodzi automatyzm i czas NAJBARDZIEJ NIEBEZPIECZNY - nieuświadomiona niekompetencja. JAk się ma szczęście i przetrwa ten czas w jednym kawałku jest się już prawdziwym kierowcą.

    OdpowiedzUsuń
  4. Rado kurczę Ja powoli zdaję sobie sprawę, że prawdziwa nauka dopiero się zacznie jak wyjadę sama na ulicę.... a wtedy dostanę zawału albo i nie ;))))

    OdpowiedzUsuń
  5. Zawału lepiej nie dostawać, ale powiem Ci, że nie jest to takie łatwe jakby się wydawało.
    Dopiero po kilkunastu latach ostrej jazdy w każdych warunkach zauważam, że większość sytuacji na drodze już przerobiłem i potrafię odpowiednio na nie zareagować, a co najważniejsze - ja je przewiduję. Można powiedzieć, że na nie oczekuje w pełni świadomie. Miałem to szczęście, że wychodziłem z tych sytuacji bez szwanku. Szczęście bo nie umiejętności. Każda taka sytuacja to nauka (o ile przeżyjesz). Brzmi to może mało optymistycznie, ale tak to już jest na naszych drogach. Nie trzeba nam wojny. Statystyki mówią za siebie.

    OdpowiedzUsuń
  6. Rado masz zupełną rację i jak o tym myślę to coraz bardziej odechciewa mi się mieć prawo jazdy :) ot przewrotności :) najpierw poznać, a potem ocenić :) teraz już nie mam wyjścia muszę dokończyć sprawę. Dzisiaj taki jeden Pan, a spieszyło mu się bardzo zajechał mi ulicę :) quwy się sypały :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Nie ma co się zniechęcać. Poza wszystkim samochód to wolność.
    Choć, gdyby nie biznesowy przymus, wystarczyłby mi rower i samolot na dalsze wypady.

    OdpowiedzUsuń
  8. Rado właśnie wolność dlatego poszłam na naukę, a potem :))) już plany są na wycieczki :)))

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie rezygnuj.
    Zaciśnij zęby - i pilnie ćwicz.
    Nikt nie jest kierowcą po kursie. Naucz się tras do egzaminu. Zdasz!
    A potem wsiadaj w samochód - i codziennie go prowadź.
    Zobaczysz jaka to przyjemność.
    A przede wszystkim, jaka NIEZALEŻNOŚĆ.

    OdpowiedzUsuń
  10. Madame hm.... bardzo bym tak chciała żeby było, samochód codziennie na razie mogę o tym zapomnieć :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Mnie najgorzej szło, kiedy instruktor sie na mnie gapił. Myślałam - co on o mnie myśli:)) A on myślał: o, na tej to więcej zarobię, musi wziąć jazdy dodatkowe. I wzięła:)))
    Buźka

    Ania NY

    OdpowiedzUsuń
  12. Anno :) jazdy dodatkowe wtedy kiedy obleję pierwszy egzamin heheheh Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  13. Pamiętaj taką mantrę:
    jestem jak Kubica,
    taka ze mnie lwica
    gdy siadam za kółko
    zamiera ulica:)))

    Oczywiście zamiera z zachwytu, nie z przerażenia.

    Ania Ny

    OdpowiedzUsuń
  14. Anno Kurczę Wspaniały Mantra :)))))))) Przyrzekam solennie nauczę się jej na Pamięć :**** Buziaki

    OdpowiedzUsuń
  15. Poprostu - w tym sęk - kobiety mają POTRZEBĘ kontrolowania ale nie ...umiejętności ;-)

    Sam samochód to w sumie banał, ale ja nie lubię prowadzić, bardzo chętnie z tego przywileju rezygnuję i kiedy mogę to wybieram inne środki lokomocji - na turystykę po Polsce jest idealny - ale to tylko dla tego że komunikacja publiczna jest tragiczna (duszenie prywatnych przewoźników nieżyciowymi przepisami).

    A na chamanów zajeżdżających drogę lub stosujących podobnie drańskie metody mam sposób - często wożę że sobą aparat na desce i w razie takiego manewru pokazuję go chamanowi do lusterka...kilka razy widać było że zaraz dostaną zawału...w końcu skąd ma dureń wiedzieć czy zrobiłem mu ujęcia czy nie?

    OdpowiedzUsuń
  16. Makro :) a Ja miałam zamiar z sobą wozić procę :) Jak jeździłam na rowerze :) teraz sobie nakleję naklejki

    z tyłu "Uwaga Jedzie BLonydna"
    po bokach na drzwiach :)

    "Mam do roboty drzwi !!!!"
    :)))

    OdpowiedzUsuń
  17. hahhahahahhahahhhaaa zapytaj go :))

    OdpowiedzUsuń
  18. Aga zapytam mam nadzieję, że nie ucieknie i nie zostawi mnie samą w samochodzie hehehehehe ;)

    OdpowiedzUsuń

Diabeł rechocze złośliwie za plecami....